Z pamiętnika młodej mamy, czyli blog o ciąży i macierzyństwie bez ściemy.

Menu

  • Strona główna
  • O mnie
  • Polityka prywatności
  • Instagram
  • Współpraca
  • Kontakt

07 lutego

Rozszerzanie diety. Jak się za to zabrać i nie zwariować?!

Początki rozszerzania diety, dwie małe dziewczynki siedzą w krzesełkach do karmienia.


 Temat rozszerzania diety od samego początku spędzał mi sen z powiek. Kiedy Zuzka zaczynała swoją przygodę z jedzeniem wydawało mi się, że się przygotowałam. Uparłam się na BLW, przeczytałam poradnik, który zapewne zna każda mama małego szkraba i zabrałam się do roboty. Oesu ile ja się przy tym nak*rwiłam. Ile nerwów straciłam. A i pies mi się rozbestwił bo pozwalałam jej wyjadać resztki z podłogi. 
 Z Manią już się tak nie cackałam. Zaczęłyśmy od słoików bo szczerze to ja aktualnie ledwo ogarniam siebie i dzieci a co tu mówić jeszcze o gotowaniu warzywek na parze i sprzątaniu tego pierdolnika.

Oznaki gotowości. 

Kiedy zacząć? Każda mama zadaje sobie na pewno to pytanie. W teorii nie wcześniej niż przed ukończeniem 4 miesiąca ale zalecenia mówią jednogłośnie aby wstrzymać się do momentu, kiedy maluch będzie wykazywał oznaki gotowości. Najczęściej dzieje się to około 6 miesiąca. 

Jako podwójna mama powiem Wam jak to wyglądało u nas. Kiedy Zuzia była na tym etapie nie mogłam się doczekać bo to takie super, z przelewającej się kluchy stała się nagle sztywnym bobaskiem, wiec i rozszerzanie diety to już taki „krok ku dorosłości”. Wystartowałam od 4 miesiąca wbrew zaleceniom i co? I dupa blada. Zero oznak gotowości to czego ja się spodziewałam? Nie wiem. 

Jakie są te oznaki?

Do najważniejszych zaliczamy te, kiedy dziecko stabilnie siedzi z podparciem i nie wypycha wszystkiego językiem z buzi. 
Zuzia ani nie siedziała ani nie dała sobie włożyć nic do buzi, wszystko wypluwała. Zatem same widzicie, że to nie tylko czyjś wymysł ale przede wszystkim natura. 
Kiedy zaczęłam rozszerzanie z Manią, ta ładnie siedziała z podparciem i nie wypluwała nic. Zaczęłyśmy od słoików. 
Za czasów Zuzy posiłki ze słoika to było w moim mniemaniu samo zło, kasze tylko bio - ogólnie rzecz ujmując włączyła mi się matka wariatka. 
Efekt tego taki, że dzięki BLW miało nie być problemów z jedzeniem w późniejszym czasie a jest tak, że mamy stały repertuar posiłków, bo każda próba wprowadzenia czegoś nowego najczęściej kończy się fiaskiem. 
Warzywa? Broń Boże! Żadnych warzyw, chyba że są zmiksowane albo wyjątkowo dobrze ukryte.

Mania zaś niepewnie próbowała nowości ze słoików, najpierw były próby po jednej - dwie łyżeczki, później zjadała pół słoika a teraz potrafi wciągnąć cały jak jej coś naprawdę posmakuje. Chrupki kukurydziane dostaje w rączkę i pożera je w takim tempie, że nie nadążam jej dokładać No i kasze na kolacje, żeby lepiej spała. To ostatnie rozwiazanie narazie testujemy ale kasza stała się już nieodłącznym elementem wieczoru. 

Jak się w tym nie pogubić? 

Na pierwszy ogień w teorii powinny iść warzywa, bo jak dziecko pozna najpierw słodycz owocu to później nie będzie chciało jeść warzyw. 
Zuza zaczęła od cukinii a dalej już wiecie jak było. Mania rozpoczęła eksplorację smaków od jabłka. Pewnie zastanawiacie się teraz jak to? A No tak to, że Misiek jadł owe jabłko trzymając ją na kolanach a ona najzwyczajniej w świecie dopadła się do niego (tego jabłka). Gdyby to było coś, czego nie mogłaby spróbować to na pewno nie dopuścilibyśmy do takiej sytuacji ale skoro to jabłko to why not?! Poszliśmy na żywioł. I nieprawdą jest, że dziecko nie będzie chciało jeść później warzyw - Mania wcina warzywne słoiczki, aż jej się uszy trzęsą. Ale jest jedno ale! Jest więcej niż pewne, że nie lubi marchewki i zdecydowanie ma to po mnie.
Papki mieszamy tez już z kawałkami, które dostaje do rączki i równie świetnie sobie z nimi radzi. 
A chrupki kukurydziane to aktualnie moje wybawienie. Jestem w stanie w spokoju wypić kawę i chwilę odsapnąć.

O czym jeszcze warto pamiętać? 

Żeby wprowadzać nowe składniki pojedynczo. Pomaga to szybko wyeliminować ewentualny alergen z diety dziecka. 
No i przede wszystkim o bezpieczenstwie. Nie spuszczamy oka z dziecka podczas jedzenia a podstawy pierwszej pomocy mamy w małym paluszku. 
 
Nie wiem jak historia potoczy się z Manią, dowiemy się dopiero za 0,5-1 rok czy historia lubi się powtarzać czy może nastąpi zwrot akcji w temacie jedzenia. Jedno jest pewne. Nie spinam się już tak ze wszystkim i słucham głównie swojej intuicji a nie pseudo ekspertów. Przestałam się biczować i wmawiać sobie dziwne rzeczy a także dbam o swój komfort psychiczny i Wam też to polecam. 

Ciekawa jestem jak wyglądają Wasze doświadczenia z rozszerzaniem diety? Dajcie znać w komentarzach jak to wspominacie. 

Buziaki,

N.



Czytaj więcej »
on 07 lutego 1
Podziel się!
Starsze posty
Lokalizacja: Warszawa, Polska

05 stycznia

Po co ten kurs wideo i co mi on dał?

Przez cały grudzień zasypywałam Was na Instagramie filmami z kursu i nie tylko, a także często wspominałam, że biorę w nim udział i jaki jest zajebisty.
Opowiem Wam teraz jak to się stało, że w ogóle go kupiłam i co mi on dał. 

To była trudna decyzja.

Natalię obserwuję na instagramie od dawna, pamietam jeszcze jak zaczynała z niewielką wtedy społecznością. Dawała ogrom darmowej wiedzy (jak i teraz z resztą) a dodatkowo organizowała darmowe wyzwania, do których nawet byłam zapisana. Wtedy jednak to nie był czas i miejsce na tego typu nowości w życiu bo byłam wtedy w którejś ciąży i cierpiałam mocno na brak weny i energii. Moja kreatywność również była na zerowym poziomie, dlatego nie byłam aktywną użytkowniczką. Mijały miesiące a w mojej głowie kiełkowało zasiane wtedy ziarnko. Obserwowałam wciąż Natalię, próbowałam korzystać z darmowej wiedzy lecz niestety z marnym skutkiem i wtedy przyszedł czas Black Friday. Natalia ogłosiła rabat ale wtedy jeszcze w mojej głowie dominowała myśl, że to za drogo, że dzieci ważniejsze itp. I wiecie co zrobiłam? Haha kupiłam kurs dzień po black friday w regularnej cenie bo Natalia ogłosiła na stories, że zwolniło się kilka miejsc z nieopłaconych zamówień a ja wtedy poczułam, że to właśnie ten moment a to miejsce czeka na mnie. Cieszyłam się jak dziecko z nowej zabawki i ani chwili nie żałowałam, że tak się sprawy potoczyły. 

To nie tylko kurs wideo, to dużo więcej.

Kurs trwał niespełna 2 tygodnie, składał się z kilku modułów, w których krok po kroku zostały omówione wybrane zagadnienia i do każdego z nich były zadania domowe - wideo o danej tematyce. Każda z uczestniczek dostała dostęp do grupy na telegramie i tam wysyłałyśmy swoje prace, które były oceniane również przez pozostałe uczestniczki ale przede wszystkim każdy film był skomentowany przez samą prowadzącą. Taki Feedback to złoto bo od razu wiadomo na co zwrócić większą uwagę, co poprawić a co zostawić. 
Moje wideo od razu wskoczyło na wyższy level, odnalazłam swoją nową pasję a także coś, czym chciałabym się zając w życiu. Kiedy zaczęłam dzielić się z Wami na instagramie filmami z kursu dostałam ogrom pozytywnych wiadomości, nawet od osób, z którymi od lat nie mam kontaktu i wiecie co mi to dało? Ogromną pewność siebie, pewność, że robię to dobrze i idę w dobrym kierunku.

A co po kursie?

Mam za sobą już pierwszą współpracę, której efekty możecie zobaczyć w wyróżnionych relacjach na instagramie. 
Nie będę Wam zdradzać moich planów ale jeśli tylko wszystko pójdzie zgodnie z planem to ten rok będzie równie ambitny co jego poprzednik. Trzymajcie kciuki i wpadajcie do mnie na instagramie, tam będziecie ze wszystkim na bieżąco :) https://www.instagram.com/tusineczka/
Mama usypia dziecko, blondynka z dzieckiem na rekach


Buziaki,
N.
Czytaj więcej »
on 05 stycznia 0
Podziel się!
Starsze posty
Lokalizacja: Warszawa, Polska

01 stycznia

Żegnaj 2021! Fajnie było.

 
2021 w zdjęciach

2021 był dla nas łaskawy.

Pod wieloma względami to był dobry rok. Były też gorsze momenty, wiadomo, ale co nas nie zabije to nas wzmocni. Czyż nie?

Styczeń

Początek roku był dla nas bardzo spokojny. Pierwszy trymestr drugiej ciąży, który okazał się niemalże identyczny jak w pierwszej - dopadło mnie tylko chroniczne zmęczenie i to było najtrudniejsze do przetrwania, bo Zuza miała już coraz krótsze drzemki. Dlatego właśnie spałam z nią ile się dało. Były to tez początki rozszerzania diety. Postawiliśmy na blw i Zu świetnie sobie poradziła, jadła wszystko a najbardziej smakowały jej pomidory w każdej możliwej postaci dlatego często zajadała się spaghetti. 
Styczeń był tez dla Zuzi bardzo aktywnym miesiącem jeżeli chodzi o rozwój ruchowy - zaczęła siadać i zbierała się do raczkowania. 
W styczniu wyznaczyłam sobie cele na ten rok, które częściowo zrealizowałam, częściowo przeorganizowałam z biegiem czasu, a niektóre porzuciłam po czasie bo okazało się, że zmieniłam priorytety i cele te nijak miały się do aktualnej sytuacji.

Luty

W lutym wiele się nie zmieniło, sen nadal był moją nadrzędną potrzebą ale jakoś to życie ogarniałam. Raz
lepiej raz gorzej, ale dawałam radę. Zuza za to gnała do przodu tak, że ciężko było nam nadążyć. Im bardziej była ruchliwa tym więcej bałaganu było wokół. Wszędzie chciała wejść, wszystkiego dotknąć/spróbować. Oczywiście nic w tym dziwnego jak to z każdym dzieckiem bywa. 
W lutym pierwszy raz zaliczyliśmy sanki (pożyczone, bo pierwszy śnieg spowodował braki nawet u producentów) i było to dla niej tak emocjonujące, że spała po 5 minutach 😂
Było pierwsze sushi i mango lassi i tak jak to pierwsze nie do końca zasmakowało mojej dziewczynce, tak koktajl myślałam, ze połknie razem z kubkiem. Zaliczyliśmy też pierwsze buju i zaczęła się historia z chodzeniem przy meblach, od tamtej pory wszędzie jej było pełno i człowiek nie mógł usiąść spokojnie nawet na 5 minut.

Marzec

Marzec to nasz miesiąc rocznicowy i choć w tym roku świętowaliśmy skromnie to i tak spędziliśmy wspólnie super czas. Odwiedziliśmy zwierzątka w Zoo, Zuza zachwyciła się rybkami ale pewnie dlatego, że do dużych kotków nie dotrwała 😅. 
W marcu zabraliśmy ją pierwszy raz na basen i wtedy była zachwycona. Cieszyła się, taplała się w wodzie z zachwytem. Dużo spacerowaliśmy, głównie po lasach bo stronimy od dużych skupisk ludzi. 
W marcu zaczęłam mocniej skupiać się na instagramie i założyłam bloga. Zawsze chciałam być aktywna w internecie ale miałam jakąś blokadę, która nie pozwalała mi się otworzyć. Zbytnio skupiałam się na ocenie innych ludzi i teraz właśnie widzę ile ten blog dał mi dobrego. Przede wszystkim nie spinam się i przestała obchodzić mnie opinia, o którą nie pytałam.

Kwiecień 

W kwietniu napisałam post o wyprawce i pobił on rekordy popularności. Listę do druku pobrały tysiące osób a ja nabrałam wiatru w żagle. Nauczyłam się newslettera, dzięki wyzwaniom Dominiki z KFS nauczyłam się jak robić lepsze zdjęcia i jak obrabiać je w darmowych programach. 
Zaczęłam świadomą pielęgnację włosów, która przyniosła znakomite rezultaty. 
Na Wielkanoc Maniowy brzuch był już tak wielki, że postanowiłam przyozdobić go jak pisankę. Moja siostra malowała go chyba z 3 godziny a ja sobie w tym czasie smacznie spałam 😅
W kwietniu dopadł nas Covid, ale na szczęście przeszliśmy go całkiem łagodnie. 
Cały czas szukałam swojej drogi w internecie.

Maj

Majówka była pod znakiem Urszicakes i najpyszniejszych ciastek pod słońcem. Pojechaliśmy pierwszy raz i przepadliśmy, od tamtej pory staramy się wybrać raz na jakiś czas. 
W maju byliśmy na pierwszych urodzinach córki mojej najlepszej przyjaciółki i wtedy Zuza miała tak naprawdę pierwszy raz kontakt z większa ilością dzieci. Bałam się bardzo jak zareaguje a ona była tak pochłonięta zabawą, że nawet nie zwracała na nas uwagi. Bardzo jestem z niej dumna, że tak świetnie sobie radzi. 
Buju wpisało się w codzienną rutynę, Zu zaczęła też poszerzać swoją strefę komfortu o place zabaw. Aktualnie mamy już swój ranking warszawskich placów zabaw i może jest to dobry pomysł na osobny post? 🤔 niech tylko zrobi się ciepło 😊
Miłośniczka pomidorów zaskoczyła nas mocno, podczas wizyty we włoskiej knajpie zjadła cała dorosłą porcje kremu z pomidorów. 

Czerwiec

Końcówka ciąży mnie mocno przetyrała, wieeeelki brzuch i upały nie idą w parze. Do dziś dziękuję za to, że wpadłam na promkę birckenów i w końcu zdecydowałam się na zakup, bo są to najwygodniejsze klapki na świecie, szczególnie na spuchnięte stopy.
Czerwiec to urodzinowy miesiąc Zuzy. Tak, ta panienka 4.06 o 21:08 skończyła roczek. Były balony, był tort i dmuchanie świeczki, a no i oczywiście prezenty 😄
Jedliśmy masę przepysznych rzeczy, jak co miesiąc zresztą i powoli przygotowywaliśmy się na przyjście Mani.  

Lipiec 

Odliczałam już dni do porodu i modliłam się, żeby przyszedł szybciej niż planowano. Piekłam ciasta, żeby nie myśleć o porodzie. Cholernie bałam się wywoływania a finalnie na tym właśnie się skończyło bo Mani nie spieszyło się na świat. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że przekornie moja walizka była gotowa do porodu a ja wcale. Bałam się cholernie tego momentu bo już wiedziałam co mnie czeka. Oczywiście niepotrzebnie bo trafiłam na wspaniałą położną, która poprowadziła poród bez zarzutu. 26.07 o 12:40 Marianka była już z nami i się zaczęło.

Sierpień

Korzystaliśmy ze słońca ile się dało, niemalże codziennie byliśmy na placu zabaw a ja cieszyłam się życiem bez brzucha. Planowaliśmy jakiś krótki wypad nad morze ale nieposkładało się w tym roku wcale. W sierpniu nawet trochę jeszcze spaliśmy, Mania oczywiście z nami mimo wielu zapewnień, ze na bank będzie spała w dostawce 🤷🏼‍♀️
Lato tego roku upłynęło nam pod znakiem lodów rzemieślniczych, odwiedziliśmy wiele różnych miejsc na mapie Warszawy i znaleźliśmy nawet swoje top3 o czym informowałam Was na stories. Poza lodami jedliśmy dużo pysznych rzeczy, odwiedzaliśmy fajne miejsca. A co najważniejsze - obserwowaliśmy jak kiełkuje w maleńkim ciałku Zuzi bezgraniczna miłość do swojej siostrzyczki. Jestem wzruszona bo nie przypuszczałam, że tak małe dziecko może tak kochać drugiego człowieka.

Wrzesień 

We wrześniu wciąż były grane place zabaw, ale już z coraz mniejszą częstotliwością z uwagi na coraz gorszą pogodę. 
Zaczęliśmy swoją przygodę z cateringiem dietetycznym ze względu na wygodę przy dzieciach, pewny posiłek w ciągu dnia i urozmaicone posiłki. Pierwszy catering, który wybraliśmy był przepyszny, zawsze na czas ale niestety znalazłam robaka w jedzeniu wiec byłam zmuszona do zmiany dostawcy. Druga firma to była jedna wielka porażka. Pomylone zamówienia, brak dostaw, o jakości produktów nie wspomnę.
 We wrześniu tez nauczyłam się odpuszczać. Kiedy miałam do wyboru porządek w mieszkaniu a zabawę z dziećmi zawsze wybieram to drugie i nie mam już z tego powodu wyrzutów sumienia. 
Pierwszy raz braliśmy tez udział w Restaurant Week. Było smacznie ale bez szału, następnym razem zrobię solidniejszy reaserch przed wyborem knajpy :) 

Październik 

Nasza niefortunna historia z pudełkami trwała jeszcze w październiku bo wykupiliśmy długi okres czasu nie biorąc pod uwagę, że może być coś nie tak. Jedyny plus to zmiana nawyków żywieniowych i utrata wagi. W 1,5 miesiąca schudłam 6kg i postanowiłam to kontynuować. Aktualnie mam -22kg od porodu, a 18kg jeszcze przede mną. 
Najlepszy moment października to ten, kiedy Zu dostała w prezencie huśtawkę. Przez dwa tygodnie to była najlepsza zabawa i usypianie szło jak z płatka. Niestety radość nie trwała zbyt długo jak to z każdą zabawką. 
Zostałam samozwańczą plackową królową bo to jedno z nielicznych dań pewniaków a o 5:00 rano moja kreatywność smacznie śpi. 
W październiku odkryliśmy najpyszniejszą włoską pizzę w Warszawie i nasze życie zmieniło się bezpowrotnie. Karmiliśmy wiewiórki w Łazienkach Królewskich, spacerowaliśmy po lasach i polubiliśmy się z dynią. Sernik, makaron i babeczki to moje popisowe dania dyniowe. Październik pod względem pogody wykorzystaliśmy na maksa, w ostatni piękny weekend mieliśmy piękną sesję rodzinną dzięki Monice. 
Październik zakończyliśmy halloweenowym wyjściem tylko we dwoje. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy.

Listopad

W listopadzie zaczęłam bardziej interesować się wideo, korzystałam ile wlezie z darmowych tutoriali na instagramie, ale czułam, że jeśli chce wejść na wyższy level to nie wystarczy. Pod koniec miesiąca byłam już szczęśliwą posiadaczką kursu nagrywania wideo telefonem i cieszyłam się z tego jak dziecko z nowej zabawki. Właściwie to nadal się cieszę. 
Wróciłam do lumpowania i od razu znalazłam cudne legginsy, obiecałam sobie, ze zacznę ćwiczyć i jak zwykle nic z tego nie wyszło. Kupiliśmy sobie tez ebooki z ćwiczeniami i matę, więc skoro nowy rok to może i nowi my 🤔 haha. Szkoda, żeby się kurzyły. 
Z końcem miesiąca świętowaliśmy tez 30. Miśka.

Grudzień 

Grudzień to mój miesiąc. 31 lat stuknęło mi nawet nie wiem kiedy. Rozpoczęłam kurs wideo, który poszerzył mi perspektywę, pozwolił spojrzeć z innej strony na moje dotychczasowe życie zawodowe. Dzięki niemu zyskałam więcej pewności siebie, uwierzyłam w swoją wartość i swoje umiejętności. Nareszcie odkryłam czego chce od życia i na jakich zasadach. Idąc za ciosem kupiłam sobie mentoring biznesowy, aby dalej się rozwijać i poszerzać swoje kompetencje. 
Czas świąt miał być czasem spokoju i odpoczynku, życie jednak lubi pisać własne scenariusze. Pod koniec roku trochę się wszystko pokiełbasiło ale wierzę, że tylko dlatego, żeby wejść w Nowy Rok bez tych ciężarów, które często ciągną nas w dół i nie pozwalają osiągać swoich celów. 

Jak wspomniałam na początku rok 2021 był dla nas dość łaskawy i choć było kilka trudnych momentów to wyszliśmy z nich jeszcze silniejsi. Osiągnęłam swoje dwa główne cele, które założyłam na początku roku:
- rozwój osobisty - zdobyłam kilka nowych umiejętności, przestawiłam głowę z „nie da się” na „oczywiście, ze to zrobię”, przeczytałam kilka fajnych ebooków rozwojowych i wiem na pewno, że w 2022 będę kontynuować to postanowienie
- spadek wagi 15kg do końca roku. Spadło 22kg i cel ten zostaje ze mną bo 18kg jeszcze mam do zrzucenia ;) 
 
Poza tym plany na 2022 mam dość ambitne ale pozostawię je póki co dla siebie. 
 
Pochwalcie się koniecznie jak wyglądał Wasz rok, czy osiągnęliście założone cele? A może nic nie planujecie? 


Buziaki,
N.


Czytaj więcej »
on 01 stycznia 0
Podziel się!
Starsze posty
Lokalizacja: Warszawa, Polska

29 listopada

Przegląd kalendarzy adwentowych na każdą kieszeń

Kalendarz adwentowy, kinder, haribo, catrice,lego,
Źródło: Allegro.pl

Magia świąt

Święta to magiczny czas czy jak to tam śpiewają w pewnej reklamie słodkości. 
Jest magiczny, nie można się nie zgodzić. Lampki, prezenty, Mikołaj i ludzie jakby bardziej życzliwi. 
Nie tylko czas świąt ale i przygotowań kojarzy się z ciepłem, miłością, radością. Uwielbiam przygotowania do świąt, dekorowanie mieszkania, i całą świąteczną otoczkę a zaczęłam bardziej to doceniać od kiedy jestem na urlopie macierzyńskim. 
Z uwagi na charakter mojej pracy (praca w handlu przez ostatnie 10 lat) święta straciły dla mnie cały urok, bo w handlu liczy się tylko zysk. Ubieranie choinki nie cieszy tak, kiedy patrzysz na nią w pracy od 2 listopada. Co roku była ta sama historia, centra handlowe ozdobione na dwa miesiące przed świętami, pełno ludzi w sklepach, zmęczenie sięgające zenitu więc sił na celebrację już nie wystarczało. Teraz jest zupełnie inaczej i jestem za to ogromnie wdzięczna. 

Magia (?) kalendarza.

A jak jesteśmy w temacie świąt to czego nie może zabraknąć? 
Oczywiście, że kalendarza adwentowego. 
Do tej pory kalendarz adwentowy kojarzył mi się wyłącznie z okienkami otwieranym każdego dnia (no dobra czasem kilka jednocześnie, ale przyznać się - kto tego nie robił?!), żeby zjeść czekoladkę. W dzieciństwie to była świetna zabawa, a przy okazji trening cierpliwości, który niestety często kończył się porażką. Bardzo miło wspominam ten czas i chciałabym, aby moje dzieci wspominały go równie dobrze i choć są jeszcze zbyt małe, żeby angażować je w codzienne otwieranie kolejnego okienka, to wymyśliłam, że w tym roku zrobimy to w formie zabawy, do której również Was zachęcam ale więcej zdradzę 1 grudnia na instastory. Zapraszam Was zatem serdecznie do śledzenia tam naszych poczynań. 

Tymczasem zrobiłam przegląd kalendarzy adwentowych na Allegro i powiem Wam, że ta branża naprawdę rozkwitła na przestrzeni ostatnich kilku lat. Można znaleźć wiele różnych propozycji począwszy od słodkości, przez kosmetyki drogeryjne i luksusowe aż po zabawki erotyczne. Dla każdego coś miłego, zatem rozsiądźcie się wygodnie, weźcie popcorn i zapraszam do obejrzenia tych, które wpadły mi w oko (poniżej znajdziecie linki afiliacyjne).

1. Catrice - kalendarz adwentowy do samodzielnego montażu, zawiera 24 pełnowartościowe kosmetyki do makijażu, torebeczki, do których wkładamy produkty i naklejki z numerkami. Świetna alternatywa dla osób, które lubią zrobić coś samemu ale nie mają pomysłu co włożyć do takiego kalendarza. 

2. Kinder - tego klasyka przedstawiać nie trzeba. Standardowy kalendarz ze słodkościami, szkoda tylko, że każda czekoladka zapakowana jest w osobną folię. Plus natomiast za to, że sprzedawca rozpoczął opis aukcji od przedstawienia składu każdej czekoladki. Wiadomo, że to nic zdrowego, ale żeby nikt nie był zaskoczony. 

3. Haribo - znajdzie się też dla fanów słynnych żelek. 24 malutkie paczuszki na pewno skradną serce żelkomaniaka.

4. Irving - herbata to idealne rozwiazanie na mroźne zimowe wieczory. Duży kubek, herbata, kocyk, grube skarpety i świąteczne komedie romantyczne. No czego chcieć więcej?

5. Barber’s - propozycji dla panów nie znalazłam zbyt wiele, ale dobre i to o ile w ogóle panowie lubią takie zabawy to jakieś kosmetyki zawsze się przydadzą.

6. Psi patrol - znajdziemy tez coś dla fanów piesków. Zuza byłaby w siódmym niebie tylko zbyt małe dla niej te elementy na ten moment.

7. Dr Lucy - ciasteczka dla piesełów. Jak miło, że u o nich ktoś pomyślał tworząc ten produkt.

8. Lego City i Lego Friends - coś dla dziewczynek i chłopców. Każdy zestaw zawiera figurki i proste do zbudowania konstrukcje.

Dajcie znać w komentarzach czy korzystacie z kalendarzy adwentowych?

Buziaki
N.Psi patrol
Czytaj więcej »
on 29 listopada 0
Podziel się!
Starsze posty
Lokalizacja: Warszawa, Polska

14 listopada

Wyznania lumpeksoholiczki

Pewna siebie Dziewczyna idąca chodnikiem, w centrum Warszawy, w tle widać pałac kultury

Jak do tego doszło? 

Swoją przygodę z lumpeksami rozpoczęłam jeszcze w gimnazjum. Nie była to miłość od pierwszego spotkania, trochę się tego wstydziłam, trochę nie wiedziałam jak się tam odnaleźć. Wpadałam czasem, bardzo rzadko ale nie zdarzyło sie abym wyszła z pustymi rękami. Pamietam jak w jednym lumpie znalazłam torebkę typu shopper, mieszczącą a4 w karmelowym kolorze. Oczywiście ze skóry. Kosztowała zawrotne 10zł. I co i co? Nie wzięłam jej. To było jakieś 15-17 lat temu a ja do dziś żałuję, że jej nie kupiłam. Przez to właśnie na chwilę straciłam zamiłowanie do lumpowania. 

Kiedy przeprowadziłam się do Warszawy próbowałam wskrzesić tę miłość, ale kiedy zobaczyłam ceny w tutejszych second handach trochę mnie zamurowało i odpuściłam bo zarabiałam wtedy grosze a 150-200zł za kilogram powala.

Magia zaczęła się dziać kiedy przypadkowo wpadłam do jednego lumpeksu będąc w moim rodzinnym mieście. Trafiłam akurat na dzień -50% i pierwszy raz naprawdę się obłowiłam. Wyszłam z dwiema torbami pełnymi ciuchów a wydałam niespełna 100zł i od tamtej pory to był stały punkt programu podczas wizyty w rodzinnych stronach. Powoli zaczęłam też odkrywać inne miejsca a moja szafa zaczela pękać w szwach. Co najlepsze moje stylówki wzbudzały ogromne zainteresowanie wśród dziewczyn w pracy a na każde pytanie „wow skąd to masz?” odpowiadałam dumnie z szerokim uśmiechem „z lumpa”. 
Kompletując garderobę w lumpeksie na początku brałam wszystko co wpadło mi w oko i wyglądało ok po założeniu. Spodnie dobrej jakości, swetry i płaszcze z wełny, kurtki jeansowe, no wszystko czego dusza zapragnie. Kiedy miałam juz bazę zastanawiałam się czego jeszcze potrzebuje i szłam na lumping z konkretnym celem. 
Pamiętam jak chyba w 2017 roku był bum na męskie bluzy z kapturem i karmelowe długie płaszcze. Postawiłam sobie za cel znalezienie właśnie tych dwóch rzeczy. I nie zgadniecie! Obie rzeczy znalazłam w pierwszym lumpie, do którego weszłam, a żeby było śmiesznej bluza kosztowała jakieś grosze a płaszcz na wagę w cenie z tego dnia wychodził ok 100zl ale pomyślałam sobie „trudno, marzyłam znalazłam to biorę”. Podeszłam z nim do kasy i za plecami kasjerki ukazał mi się plakat, z którego wynikało, ze kurtki i płaszcze w tym dniu kosztują po 10zł za sztukę. Czułam się jakbym wygrała los na loterii. I niech mi ktoś powie, ze to nie przeznaczenie. 
Kolejny przykład sprzed kilku tygodni. Pomyślałam, że może w końcu ruszyłabym swoje cztery litery i zaczęłabym ćwiczyć. Taka luźna myśl. Kilka dni później wpadłam na szybki przegląd do mojego ulubionego lumpa i co? Znalazłam super fajne legginsy za 10 zł, szybko wygooglowalam markę i okazało się, że nówki sztuki kosztują ponad 200zł. No nie mogłam ich nie wziąć. I tym oto sposobem muszę się wziąć do roboty…

Czemu czuję dumę ubierając się w lumepksach? 

- kupuję ubrania świetnej jakości za grosze (np. Żakiet z kaszmiru, lniana koszula, wełniany sweter czy kultowe Levis’y - każde nie więcej niż 15zł za sztukę)

- nosze unikaty. Najbardziej nie lubię wyglądać tak, jak pół miasta, a ubierając się z drugiej ręki mam tę pewność, że nie spotkam nikogo ubranego tak samo.

- dbam o ekologię - lepiej kupować odzież, która i tak jest już w obiegu niż dawać sieciówkom przyzwolenie na produkowanie 4-6 kolekcji w ciągu roku czy na marnowanie wody (wyprodukowanie jednego t’shirtu to 2500l wody a dla porównania - wanna ma ok 200l).

Oczywiście nie twierdzę, że nie kupuję nic w sieciówkach, owszem zdarza się. Kupiłam sobie czarne klasyczne dresy adidasa będąc jeszcze w ciąży. Po 4-5 praniach wyglądają jak szmata - sprany kolor, zmechacenia materiału. Oczywiście reklamacja odrzucona i 159zl psu nie powiem gdzie. Noszę je nadal bo przecież nie wyrzucę ale za te pieniądze kupiłabym na pewno coś lepszej jakości. 
Buty też kupuję nowe (w 99%). Zdarzyło mi się raz, że kupiłam buty z drugiej ręki ale miałam pewność, że są prawie nowe bo kupiłam je od znajomej. 

- można znaleźć piękne dziecięce ubranka nawet do 5zł za sztukę. Moje dziewczyny tak jak i ja mają 80% szafy z drugiej ręki. Ubranka dziecięce są najczęściej bardzo dobrej jakości oraz często w stanie idealnym. 

Jak szukać, żeby znaleźć?

Jest kilka prostych zasad, których wystarczy się trzymać, choć nigdy nie mamy 100% gwarancji i trzeba się z tym liczyć. 

1. Cierpliwość i wytrwałość - poszukując tej idealnej rzeczy trzeba poświęcić czas na przejrzenie wszystkiego, wieszak po wieszaku. Nie da się tego przeskoczyć. Tzn. da się ale nie mamy pewności, że jakaś perełka nam nie umknęła.

2. Pakowanie do kosza wszystkiego w czym widzimy potencjał. Może się okazać, że na wieszaku coś wygląda bardzo niepozornie a po założeniu dzieje się magia, może też okazać się na odwrót. Kluczem tu jest mierzenie każdej rzeczy, która wpadła nam w oko.

3. Sprawdzanie metek ze składem. Warto szukać naturalnych materiałów bo można mieć je za grosze a skóra nam podziękuje za wełnę zamiast poliestru. Nagle okazuje się, ze zimą wystarczy cienki sweter z kaszmiru zamiast kilku warstw plastiku (czyt. Poliestru), że jest mi ciepło i nie jestem upocona jak świnia. 

4. Dla miłośników metek to raj. Za 3zl dorwałam jedwabną chustę vintage Hermesa, która jest warta ok. 1000zł, wełnianą dwurzędową marynarkę czy sweter Hugo Bossa z wełną jaka w składzie, kultowe Levis’y, sweterek i spodnie escada i wiele innych. 

5. Na nic się nie nastawiać. To, że jednego dnia wyjdziesz z lumpa z torbami ciuchów nie oznacza, że zawsze tak będzie. Może okazać się, że przy następnej okazji nie złowisz nic. To loteria, ale nie warto się zniechęcać. Zresztą mnie to np uspokaja, traktuje ten rodzaj spędzania czasu jako formę relaksu i niecierpliwie czekam kiedy będę mogła wyskoczyć na łowy. Ostatnio przyznałam Miśkowi, że jak mam zbyt długą przerwę od lumpowania to czuję się jak na głodzie, myśle tylko o tym, żeby poszperać miedzy wieszakami.

Lumpowanie uzależnia ;)

A Ty lubisz zakupy z drugiej ręki? Jeśli tak to pochwal się zdobyczą, z której jesteś najbardziej dumna :)

Zamyślona dziewczyna ubrana w karmelowy płaszcz stoi na tle sciany


Buziaki,
N.
Czytaj więcej »
on 14 listopada 0
Podziel się!
Etykiety:
O mnie
Starsze posty
Lokalizacja: Warszawa, Polska
Starsze posty Strona główna
Subskrybuj: Posty (Atom)

Zajrzyj tutaj

Kim jestem?

Pliki do pobrania

  • Studniówka - plansze do wykreślania

Najchętniej czytane

  • Wyprawka mała i duża
    Każda mama prędzej czy później musi skompletować wyprawkę zarówno dla siebie, jak i dla malucha. Nie jest to łatwa sprawa. Ja przewertowałam...
  • Ciąża vol.1
    It's a Girl! Kiedy pierwszy raz poczułam ruch wiedziałam już kto mieszka w moim brzuchu.  Po długich dyskusjach na temat imienia ostatec...
  • Test obciążenia glukozą OGTT
    Krzywa cukrowa To badanie budzi chyba najwięcej kontrowersji i obaw wśród przyszłych mam. Nie bez przyczyny. Często zdarza się bowiem, że ko...

Archiwum

Co chcesz znaleźć?

Zgłoś nadużycie

O mnie

Moje zdjęcie
Tusineczka
Cześć! Chcę, aby blog ten był formą pamiętnika, do którego za kilka czy kilkanaście lat będę mogła wrócić z sentymentem. Jeżeli jednocześnie ktoś będzie mógł skorzystać z moich doświadczeń to będzie mi ogromnie miło. Chciałabym, jeżeli to czytasz, abyś zostawił/a komentarz, żebym wiedziała czy podoba Ci się to, co tutaj umieszczam. Buziaki! N
Wyświetl mój pełny profil

Analytics

Tags

ciąża Dziecko Gotowanie Lato Mama O mnie pielęgnacja poród

Newsletter

Newsletter

Zapisz się i bądź na bieżąco!

Zapisując się, oświadczasz, że znana Ci jest moja polityka prywatności i plików cookies..

Dzięki!

Nie zapomnij potwierdzić zapisu na swojej skrzynce mailowej!

.
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Ⓒ 2018 Z pamiętnika młodej mamy, czyli blog o ciąży i macierzyństwie bez ściemy.. Design created with by: Brand & Blogger. All rights reserved.